Podporucznik Józef Dublewicz to z zawodu nauczyciel, ale przede wszystkim patriota, który większą część życia poświęcił walce o wolną Polskę. Brał udział w obronie Lwowa, wojnie polsko-bolszewickiej, kampanii wrześniowej, był więźniem sowieckich łagrów i żołnierzem II Korpusu Wojska Polskiego, z którym przeszedł tułaczy szlak bojowy przez Irak, Iran, Egipt, Palestynę i Włochy, zakończony walkami pod Monte Cassino. Pod koniec życia osiadł w Bieczu, gdzie do dziś mieszka jego rodzina.
Józef Ignacy Dublewicz urodził się 21 października 1902 roku w Buczaczu (woj. tarnopolskie w ówczesnej Galicji należącej do cesarstwa austro-węgierskiego). Ochrzczony został 2 listopada 1902 roku w kościele rzymsko-katolickim Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Buczaczu. Był synem Władysława Dublewicza – pracownika kolejowego i pochodzącej z Węgier Gizeli z domu Sager. Miał siedmioro rodzeństwa: dwóch braci i pięć sióstr. Do 1907 roku rodzina mieszkała w Buczaczu, a następnie przenosiła się w inne miejsca z uwagi na charakter pracy Władysława. Przeprowadzili się do Chodorowa, gdzie spędzili 1,5 toku i Körösmeza – Jasiny nad rzeką Cisą. Ostatecznie osiedlili się w Stanisławowie, tam mały Józio rozpoczął naukę w szkole ludowej. Wybuch I wojny światowej sprawił, że ojca ewakuowano na zachód. Jego najbliżsi zostali na miejscu, gdzie zaskoczyła ich inwazja rosyjska. Brakowało im również środków do życia. Józef mimo młodego wieku stał się głównym żywicielem rodziny. Przynosił od wojska zupę, handlował tytoniem, mydłem, mąką i słoniną. Dublewiczowie musieli uciekać przed drugim natarciem rosyjskim aż do Zatora w powiecie oświęcimskim. Tam ukończył on szkołę ludową i zdał egzamin do Seminarium Nauczycielskiego w Kętach. Pobyt nie trwał jednak długo, gdyż wraz z rodziną powrócił do Stanisławowa i kontynuował edukację w tamtejszym Seminarium Nauczycielskim przy placu Trynitarskim.
Wychowanie w duchu patriotycznym i dynamicznie zmieniająca się sytuacja na wojennym froncie skłoniła młodego chłopca do podjęcia odważnej decyzji. Pod koniec października 1918 roku, bez wiedzy rodziców, 16-letni Józef Dublewicz wybrał się z kolegą do Krakowa. Zgłosił się jako ochotnik do polskiej organizacji wojskowej w Tajnym Komitecie Werbunkowym przy ulicy Rajskiej. 1 listopada 1918 roku brał udział w rozbrajaniu wojsk austriackich na krakowskim Dworcu Głównym. Nie miał wtedy jeszcze munduru, jedynie biało-czerwoną opaskę na ręce. Dwa tygodnie później, gdy Polska ponownie pojawiła się na mapie świata, już jako członek kompanii wojskowej, udał się na odsiecz Przemyśla, który wyzwalano z rąk Ukraińców. Zapamiętał pewien epizod, kiedy to w zimny i wietrzny wieczór postawiono go na warcie na cmentarzu i… zapomniano zmienić. Spędził tam całą noc i pół kolejnego dnia. Było to dla niego duże przeżycie, które na zawsze zapisało się w pamięci. Kolejnym zadaniem było wyzwolenie Lwowa. Polscy żołnierze stoczyli walki z Ukraińcami w Medyce, Sądowej Wiszni i pod Gródkiem Jagiellońskim. 21 listopada 1918 roku wysiedli na Dworcu Głównym we Lwowie, serdecznie witani przez polską ludność. Po krótkim rozejmie walki rozgorzały na nowo, ale miasto udało się wyzwolić dwa dni później. Józef Dublewicz był członkiem oddziałów, które wkrótce otrzymały nazwę V Pułku Legionów. Ciężkie potyczki trwały przez całą zimę, a większa ofensywa miała miejsce w maju 1919 roku. Wojska kierowały się w stronę Winnik, Dunajowa, Pomorzan, Przemyślan i Jeziernej. Wyzwolono Tarnopol, ale na krótko, gdyż Ukraińcy nie dawali za wygraną. Po kontrofensywie udało się go jednak zająć ponownie, a Polacy dotarli aż do Zbrucza.
Pułk Józefa Dublewicza oddelegowano do Warszawy, a jesienią 1919 roku wciąż młodociany żołnierz został zwolniony z wojska i powrócił do domu. Podjął przerwaną naukę, ale w maju 1920 roku porzucił ją z powodu zaangażowania się w przygotowanie plebiscytu na Spiszu i Orawie. Mieszkał wówczas w Nowym Targu, a mając na celu dobro Polski, wraz z innymi ochotnikami starał się uświadamiać mieszkańców tychże wiosek, przeprowadzając patriotyczne pogadanki. Jego pracę wstrzymała jednak ofensywa bolszewicka. Powrócił więc do Stanisławowa, gdzie zgłosił się jako ochotnik do 14 Pułku Ułanów, z którym udał się do Lwowa, a następnie Warszawy. Żołnierze ruszyli na front po uzupełnieniu zaopatrzenia w broń i konie. Stoczyli walki ze słynną 1 Armią Konną (Konarmią) Siemiona Budionnego. Uwolnili Zamość i Hrubieszów, po czym skierowali się w stronę Bugu, Styru i Horynia. Za walki nad Horyniem, gdzie rozbito przeciwnika, Józef Dublewicz otrzymał Krzyż Walecznych. Następnie 14 Pułk Ułanów został przerzucony na front litewski: najpierw pociągami do Białegostoku, a później marszem konnym. W czasie podróży pociągiem towarowym żołnierze pilnowali swoich koni. Pewnej nocy zwierzęta rozszarpały buty Józefa, który musiał maszerować boso, gdyż konia zabrano do taborów. Co prawda pożyczył jakąś zniszczoną parę od kompana, ale ten wkrótce znalazł na nie kupca. Taki marsz był niezwykle ciężki. Żołnierz nie mógł nadążyć za szwadronem i szedł sam, oddalony za wojskiem o kilkadziesiąt kilometrów. Ostatecznie zdobył buty i dołączył do szwadronu, ale jego wędrówka na bosaka wyniosła ponad 100 km. Marsz konny ciągnął się do Olkiennik. Tam Józef Dublewicz przetrwał zasadzkę w lesie, w której zginął jego kolega – kapral. Przez kilka kolejnych tygodni toczono walki z partyzantką litewską.
Będąc nadal małoletnim, został zwolniony z wojska i powrócił do Stanisławowa. Kontynuował tam naukę w Seminarium Nauczycielskim, a w 1923 roku zdał egzamin dojrzałości. Pierwszą pracę nauczycielską podjął w Chrzanowie, a następnie w Jaworznie. Przez rok studiował (jako wolny słuchacz) na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Przygotowywał się do matury gimnazjalnej, gdyż matura seminaryjna nie upoważniała do studiów uniwersyteckich. Wrócił jednak na Kresy, gdzie otrzymał posadę pedagoga w Chocimierzu, a potem Budzyniu (powiat tłumacki). Wciąż doskonalił swoje umiejętności wojskowe. W 1928 roku odbył przeszkolenie w Szkole Podchorążych w Gródku Jagiellońskim i został awansowany na stopień podporucznika. Powoływano go na rozmaite kursy i ćwiczenia, trwające od 6 do 8 tygodni. Ukończył Centralną Szkołę Strzelniczą w Toruniu, Szkołę Gazową na Marymoncie w Warszawie i Szkołę Dowódców Kompanii w Zambrowie.
8 stycznia 1929 roku Józef Dublewicz zawarł związek małżeński w kościele parafialnym w Markowcach z dwa lata starszą Malwiną Głowacką, córką Jana Głowackiego i Anieli z domu Guga. Była ona nauczycielką szkoły powszechnej w Igrzyskach (powiat tłumacki). Po ślubie przenieśli się do Doliny nad Dniestrem, gdzie zostali zatrudnieni w miejscowej szkole, a Józef objął stanowisko kierownika placówki. W tej wiosce ukraińskiej nie było prądu elektrycznego, a swoje mieszkanie Dublewiczowie oświetlali lampami naftowymi. Jako jedyni w okolicy posiadali radio, zasilane prądem z akumulatora. Małżeństwo doczekało się czwórki dzieci: synów Tadeusza i Leszka oraz córek Zofii i Danuty, przy wychowywaniu których kładli nacisk na wartości chrześcijańskie, społeczne, patriotyczne i narodowe. Prowadzili niewielkie gospodarstwo, posiadali ogród warzywny, zajmowali się hodowlą drobiu, krów i świń, mieli też własną pasiekę. Pomagały im odpłatnie trzy kobiety: w polu, w kuchni i przy dzieciach. W wolnych chwilach rodzina wybierała się na polowania. Józef Dublewicz był cenionym działaczem społecznym w rejonie swojego miejsca zamieszkania. Zaplanował i doprowadził do końca budowę domu strzeleckiego w Budzyniu, a w 1938 roku rozpoczął w Dolinie budowę nowej – piętrowej szkoły. Ambitne plany pokrzyżował jednak wybuch II wojny światowej. Sytuacja była napięta również z powodu pogróżek ze strony Ukraińców, którzy w marcu 1939 roku żądali m.in. zdjęcia ze szkoły państwowego godła. Po kilku dniach nad ranem placówka została spalona i wielu rzeczy nie udało się uratować. Na szczęście nikt nie zginął. Dublewiczowie zmuszeni byli jednak przenieść się do Peczyniżyna pod Kołomyją do rodziców Józefa, a następnie do krewnych żony w Tyśmienicy. Tam zastała ich II wojna światowa.
Józef Dublewicz długo nie zastanawiał się nad kolejnym krokiem. 1 września 1939 roku, w dniu napaści Niemiec na Polskę, jako oficer rezerwy, zgłosił się do swojej jednostki wojskowej, czyli 48 Pułku Piechoty w Stanisławowie. Otrzymał stanowisko dowódcy marszowego batalionu i wyruszył wraz z nim do Stryja, gdzie nastąpiło połączenie pułków. Część z nich walczyła z wrogiem między Stryjem a Przemyślem. Po 17 września i wkroczeniu Związku Radzieckiego do naszego kraju, niektóre jednostki ruszyły na Węgry. Józef Dublewicz znalazł się w Wyszehradzie, ale postanowił wrócić do Polski, aby zabezpieczyć broń Związku Strzeleckiego w Tłumaczu i odwiedzić rodzinę, gdyż żona została z czwórką dzieci bez środków do życia. W powrót przez Karpaty zaangażowani byli krewni i znajomi żołnierza. Niestety, na granicy węgiersko-polskiej w miejscowości Zielona został wraz z kolegą schwytany przez Sowietów i osadzony w piwnicy starego budynku w Nadwornej, a następnie w więzieniu w Stanisławowie. W Wigilię Bożego Narodzenia 1939 roku Józef Dublewicz znalazł się w transporcie zmierzającym w głąb ZSRR. Podróż odbywali w koszmarnych warunkach, w bydlęcych wagonach z kratami w oknach. Po tygodniu dotarli do Odessy, gdzie trafili do więzienia. W celi przeznaczonej dla jednego więźnia znajdowało się od 4 do 5 osób. Na porządku dziennym były nocne pobudki i przesłuchiwania, a także żądanie podpisania wyroku na samego siebie, bez orzeczenia sądu, na pięć lat ciężkich robót w północnej Rosji.
W więzieniu w Odessie Dublewicz przebywał do lipca 1940 roku. Następnie wywieziono go przez Kijów, Charków, Moskwę, Gorki i Kirów do Kotlasu nad rzeką Dźwiną. Dalszą podróż odbyli na barkach, pieszo i pociągiem przez Uchtę (Republika Komi). We wrześniu 1940 roku dotarli do strefy podbiegunowej w tajgach w okolicach Workuty nad rzeką Peczorą. Musieli wybudować sobie szałasy, żeby móc gdziekolwiek mieszkać. Pracowali przy budowie linii kolejowej w temperaturze dochodzącej do -60 stopni Celsjusza. Osadzonym doskwierał głód, moczyli sosnowe szpilki w wodzie i pili ją, aby dostarczyć organizmowi witamin. Na małą porcję chleba musieli zapracować wykonując bardzo wysokie normy. Dodatkowo prześladował ich szkorbut. Umieralność była ogromna, a Józef Dublewicz z powodu totalnego wyczerpania (jego waga spadła z 85 kg do 40 kg) trafił na trzy tygodnie do szpitala polowego. Nie został tam wyleczony, ale przynajmniej mógł odpocząć, a po powrocie do pracy nie wymagano już od niego wypełniania norm.
W łagrze przebywał do września 1941 roku, zwolniony na mocy amnestii. Wstąpił do organizującej się polskiej jednostki wojskowej w rejonie Kujbyszewa (miejscowości Tockoje i Buzułuk). Żołnierze mieszkali pod namiotami w temperaturze -40 stopni Celsjusza. W lutym 1942 roku zostali przeniesieni do Guzaru w okręgu Buchara w Uzbekistanie, gdzie mieszkali w ziemiankach, ale musieli stawić czoła panującemu tam tyfusowi. Następnym miejscem tułaczej podróży Polaków, dzięki interwencji u Józefa Stalina generałów Władysława Sikorskiego i Władysława Andersa była Persja (już pod komendą brytyjską). Najpierw odbyli podróż do portu nad Morzem Kaspijskim – do Krasnowodska. Po kwarantannie w Achmacie udali się do Teheranu. Kolejne etapy to Karaczi, Aden, Morze Czerwone, Egipt, Kanał Sueski i Palestyna – Gaza. W ramach reorganizacji armii w skład II Korpusu Wojska Polskiego weszła Brygada Karpacka. Trwały intensywne szkolenia, ale w wolnym czasie żołnierze odwiedzali święte miejsca takie jak Betlejem, Nazaret, Kafarnaum, Jerozolima, góra Tabor i jezioro Genezaret. W 1942 roku Korpus wyjechał do Kanakin w Iraku, gdzie dla odmiany temperatura sięgała +50 stopni Celsjusza. Po roku powrócił do Egiptu w pobliże Kairu.
W styczniu 1943 roku żołnierze generała Władysława Andersa dotarli polskim statkiem „Batory” z Aleksandrii do Włoch. W kwietniu niektóre oddziały zakwaterowano w Campobasso niedaleko Monte Cassino. Józef Dublewicz uczestniczył w trudnych walkach o Monte Cassino. Następnie II Korpus skierowano na front adriatycki, a żołnierz został wysłany do Neapolu i Rzymu z zadaniem zorganizowania polskich klubów i innych instytucji wojskowych. W nagrodę za męstwo na polu walki otrzymał trzy odznaczenia: Gwiazdę Italii, Gwiazdę Afryki i Krzyż za walki o Monte Cassino. Musiał jednak zmierzyć się z zatrważającą wiadomością, jaką była śmierć żony Malwiny. Została ona ciężko ranna w wyniku bombardowań w Tłumaczu i nie otrzymawszy należytego leczenia zmarła 8 kwietnia 1944 roku. Młodszymi dziećmi zajęli się jej krewni, a najstarszy syn Tadeusz jako ochotnik wstąpił do Wojska Polskiego. Kolejnym zadaniem Józefa Dublewicza był nadzór nad budową polskiego cmentarza w Loreto.
Po zakończeniu działań wojennych i demobilizacji II Korpusu, zatrzymał się w Rzymie. W dniu swoich 44. urodzin, 21 października 1946 roku Józef Dublewicz ożenił się ponownie. Jego wybranką była 22 lata młodsza Włoszka Giulianna D`Ammasso, a ślub odbył się w kościele Santa Maria Liberatrice. Pozostawał w kontakcie z rodziną, do której wysyłał paczki z odzieżą i żywnością. Namawiany do powrotu, w sierpniu 1947 roku wraz z nową żoną przyjechał do Polski. Wreszcie mógł spotkać się w Katowicach z dziećmi, których nie widział pięć lat i z rodzicami w Oleśnicy na Dolnym Śląsku. Z drugą żoną Giulianną doczekał się syna Maurycego i córki Marii. Był wspaniałym ojcem, pogodnym, przyjaznym i uczciwym człowiekiem.
Józef Dublewicz podjął dwie prace w Oleśnicy, które jednak nie satysfakcjonowały go i nie były dobrze płatne, więc wrócił do wykonywania zawodu pedagoga. Był nauczycielem i kierownikiem szkoły podstawowej we wsi Mirków koło Wrocławia. Prowadzili z żoną małe gospodarstwo, a także posiadali ogród. Przeszłość wojskowa, a zwłaszcza żołnierza – „andersowca” nie była jednak mile widziana w ustroju komunistycznym jaki panował w Polsce. Józef Dublewicz zadecydował więc o przejściu na emeryturę.
We wrześniu 1964 roku przeniósł się do Biecza, do którego trafił dzięki rodzinie. Zachwycił się zabytkami, bogatą historią średniowiecznego miasteczka, wyjątkowym krajobrazem i postanowił się tu osiedlić. Zamieszkał u państwa Gajewskich (krewnych pochodzącego z Jasła szwagra) przy ulicy Bochniewicza 11. Warunki do życia nie należały do najłatwiejszych. Dom mimo pięknego usytuowania miał sporo mankamentów i wymagał remontu, emerytura była niewielka, a starania o nowe lokum kończyły się fiaskiem. Starsze dzieci usamodzielniły się, a młodsze chodziły do bieckich szkół. Gdy żona z córką Marią wyjeżdżała do Rzymu, podróżował z synem Maurycym po Polsce. W Bieczu spacerował po pobliskim lesie, zbierał grzyby i sporządzał przetwory na zimę. Doskwierała mu samotność, gdy cała rodzina wyjeżdżała do Włoch. W grudniu 1972 roku, po śmierci ojczyma Giulianny do tego kraju udali się wszyscy, ale klimat rzymski (upały, zatłoczone ulice) szybko stał się dla niego uciążliwy, więc w sierpniu 1973 roku powrócili do Polski. Józef Dublewicz resztę życia spędził w Bieczu, gdzie mógł podziwiać piękno naszego miasta i otaczającej przyrody. Wraz z żoną zawierali nowe przyjaźnie, m.in. z Włoszką Delią Fusek i jej mężem Wiesławem, również żołnierzem II Korpusu Wojska Polskiego, służącym pod dowództwem gen. Władysława Andersa. Z wiekiem trudność sprawiało mu przemieszczanie się po naszym mieście, ze względu na ukształtowanie terenu.
Józef Dublewicz podupadł na zdrowiu. Tułaczka, wojenne losy i nałogowe palenie papierosów dawały znać o sobie. Poważnie zachorował w kwietniu 1975 roku (choroba nowotworowa płuc). Spędził ponad miesiąc w szpitalu w Zabrzu, gdzie jako chirurg pracował siostrzeniec jego pierwszej żony. Po powrocie poczuł się nieco lepiej, ale choroba postępowała. Mimo dobrej domowej opieki ze strony żony i córki oraz zapewnionej pomocy medycznej, pogorszenie jego stanu zdrowia nastąpiło przed Wielkanocą 1976 roku. Po Świętach odwieziono go do szpitala w Jaśle. Józef Dublewicz zmarł tam 24 kwietnia 1976 roku o godzinie 19:50 w wieku 73 lat. Cztery dni później w kościele Bożego Ciała w Bieczu odbył się uroczysty pogrzeb. Na nekrologu nie pozwolono napisać, że był żołnierzem walczącym o Polskę. W Mszy Św. uczestniczyło 20 księży, a 16 ją koncelebrowało, w tym biecki ks. proboszcz Stanisław Pękala. Przewodniczył jej i piękną homilię wygłosił syn zmarłego, ks. Leszek Dublewicz ze Zgromadzenia Księży Salwatorianów. Mszę pogrzebową uświetnił chór męski. W uroczystości wzięła udział liczna rodzina, przyjaciele, weterani wojenni i przedstawiciele oświaty. Pochowano go na tutejszym cmentarzu komunalnym, ale po roku został przeniesiony na nekropolię w Nowym Sączu. Jego druga żona, Giulianna D`Ammasso przeżyła męża o 30 lat – zmarła 18 listopada 2006 roku w wieku niespełna 82 lat i spoczęła obok niego. Dziś żyje już tylko dwoje dzieci Józefa Dublewicza z drugiego małżeństwa: Maurycy i Maria. Dwie wnuczki ze strony syna wraz z rodzinami mieszkają w Bieczu, czyli w mieście, z którym swoje losy związał w jesieni życia ich dziadek.
Grzegorz Augustowski
Informacje i zdjęcia dzięki uprzejmości P. Joanny Dublewicz-Dudek, Państwa Maurycego i Jadwigi Dublewiczów i P. Marii Przybyłowicz (Dublewicz)
Źródła: „Wspomnienia pamiętnikarskie” – Józef Ignacy Dublewicz
„Cracovia Leopolis” – Nr 4/2005 i Nr 1/2006
„Zeszyty Tłumackie” – Nr 3 (19) – 2000
Internet