Krystyna Skowronek była cenioną nauczycielką plastyki w Szkole Podstawowej nr 2 w Bieczu (1965-1999) i w Liceum Ogólnokształcącym w Bieczu (1973-1998), wychowawczynią wielu pokoleń artystów, architektów i projektantów, autorką książek, repatriantką z Kresów, osobą niezwykle barwną i radosną, całkowicie oddaną życiu kulturalnemu naszego miasta.
Krystyna Janina Duczymińska urodziła się 27 listopada 1939 roku w Woli Wysockiej – założonej pod koniec XVI wieku wsi w rejonie żółkiewskim w obwodzie lwowskim (dzisiejsza Ukraina). Jej rodzicami byli rolnicy Franciszek Duczymiński (1911-1985) i Eugenia z domu Adamowicz (1915-2004), którzy zawarli związek małżeński w 1937 roku w Archikatedrze we Lwowie. Krystyna miała czterech braci: rok starszego Witolda (zmarł krótko po narodzinach w wyniku zapalenia opon mózgowych) i młodszych: Tadeusza, Bolesława (zginął tragicznie w wieku 6 lat na szosie pod kołami samochodu) i Czesława, a także 20 lat młodszą siostrę Zdzisławę. Jej dziadek Jan Duczymiński piastował funkcję wójta Woli Wysokiej i dyrektora Kasy Zapomogowo-Zaliczkowej w Żółkwi. Posiadał również majątek wynoszący około 100 morgów ziemi.
Pierwsze lata mała Krysia spędziła w Woli Wysockiej. Nie były to jednak łatwe czasy dla mieszkającej w tej wsi rodziny Duczymińskich. Wciąż trwała II wojna światowa, a Polakom groziło olbrzymie niebezpieczeństwo nie tylko ze strony Niemców, ale i Ukraińców. Wiosną 1944 roku oddziały OUN-UPA dokonały w Woli Wysockiej mordu na szeroką skalę, a ofiary pochowano w zbiorowej mogile. W marcu Duczymińscy przeżyli napad Ukraińców na swój dom, w którym przebywali akurat dwaj niemieccy oficerowie szukający „ukraińskich bandytów”. Doszło do długiej wymiany ognia. Babcia i ciocia Krysi zostały ranne, ale napastnicy w końcu wycofali się. Odjechali również Niemcy. Po tym zdarzeniu głowa rodziny, dziadek Jan Duczymiński podjął decyzję o konieczności ucieczki w obronie życia, gdyż groził im powrót Ukraińców, spalenie domu, a nawet śmierć. Zapakował rodzinę na trzy wozy, wzięli bydło oraz najpotrzebniejsze rzeczy i wyjechali do pobliskiej Żółkwi. Tam zamieszkali w pożydowskim domu. Co prawda po pewnym czasie otrzymali zezwolenie na przywiezienie z gospodarstwa w Woli Wysockiej prowiantu i paszy dla bydła, to jednak po dotarciu na miejsce aresztowano męskich członków rodziny. Zostali oskarżeni o wspieranie polskich partyzantów. Przetrwali pięciotygodniowe więzienie w Rawie Ruskiej i dzięki wstawiennictwu znajomego dziadka wrócili do domu. Następnie rodzina zabierając bydło wyruszyła pociągiem w nieznane. Podróż była bardzo długa i uciążliwa. Zatrzymując się w Sandomierzu, w końcu dotarli do Radymna. Byli repatriantami, którzy szukali własnego miejsca na ziemi. Przez trzy miesiące mieszkali u znajomego z Żółkwi, pana Franciszka Drońskiego i jego rodziny. W czasie nalotu niemieckiego mama Krysi – Eugenia ukryła się wraz z nią i kilkumiesięcznym synkiem Tadeuszem w ziemiance. W wyniku bombardowania zostali zasypani i przetrwali tam pięć dni aż do pojawienia się Armii Czerwonej. Z ich strony rodzinie również groziło niebezpieczeństwo. Oficer, który ich uratował, zamierzał zabrać ze sobą Eugenię, która jednak zdołała uciec i ukryć się na strychu w domu sąsiadów. Życie Duczymińskich zaczęło się powoli normalizować. Rodzina otrzymała pożydowski dom przy ulicy 3 Maja oraz 1 hektar i 4 ary ziemi z reformy rolnej.
W latach 1944-1945 Krystyna uczęszczała do przedszkola „Caritas” w Radymnie – ochronki prowadzonej przez siostry zakonne, a następnie (1945-1953) do tamtejszej Szkoły Podstawowej. W roku szkolnym 1953/1954 podjęła naukę w Liceum Pedagogicznym w Przemyślu, do którego dojeżdżała codziennie pociągiem i autobusem. Na frontowej ścianie holu widniał napis, który stał się jej zawodowym mottem: „Nauczyciel to człowiek miłujący prawdę, ludzi, a nade wszystko dzieci”. W ostatnim roku nauki przez sześć miesięcy odbywała również praktyki w Szkole Podstawowej w Duńkowicach. Krystyna Duczymińska ukończyła Liceum Pedagogiczne, a 4 czerwca 1959 roku odebrała świadectwo dojrzałości. Mogła więc spełnić swoje marzenie o zostaniu nauczycielką. Otrzymała nawet nakaz pracy w szkole w Bolesławcu w ówczesnym woj. jeleniogórskim, ale jej losy potoczyły się nieco inaczej.
18 sierpnia 1959 roku w Urzędzie Stanu Cywilnego w Skołoszowie Krystyna Duczymińska zawarła związek małżeński z trzy lata starszym Kazimierzem Skowronkiem, mieszkańcem tej wsi, synem Dymitra Skowronka i Katarzyny Wójtowicz. Pięć dni później pobrali się w Kościele Parafialnym w Radymnie. Wkrótce nowożeńcy przyjechali pociągiem do Biecza, gdzie Kazimierz był już zatrudniony. Doczekali się dwóch córek: Jadwigi i Agnieszki i przeżyli razem ponad 37 lat. Najpierw mieszkali u pani Wiktorii Szymańskiej, a następnie w bloku nr 13 w Rynku. Kazimierz Skowronek był pracownikiem Urzędu Miejskiego w Bieczu, długoletnim kierownikiem Gospodarki Komunalnej i wiceprezesem tutejszego Miejsko-Gminnego Związku Ochotniczych Straży Pożarnych. Zmarł 3 stycznia 1997 roku w wieku 60 lat.
1 września 1959 roku Krystyna Skowronek otrzymała posadę jako kontraktowa nauczycielka w Szkole Podstawowej w Święcanach. Jej kierownikiem był Józef Mazurkiewicz, człowiek pełen zasad, komendant placówki kontaktowej AK, ps. „Sowa”. Po trzech miesiącach objęła wychowawstwo w klasie III. W 1960 roku została Kierownikiem Ogrodu Jordanowskiego w Bieczu, który powstał na placu obok kina „Farys”. Pracowała tam w lecie, a w zimie pełniła funkcję pomocy wychowawczej w Przedszkolu Nr 1. W 1964 roku Krystyna Skowronek kontynuowała kształcenie – podjęła naukę na wydziale zaocznym Studium Nauczycielskiego w Rzeszowie na kierunku zajęcia praktyczno-techniczne i wychowanie plastyczne. Pracę dyplomową napisała u prof. Anny Niemczyckiej, a praktyczną wykonała u prof. Dziurzyńskiego. Jej mozaikę ze szkła o tematyce Tysiąclecie Państwa Polskiego (przy której pomagał jej znany bieczanin – malarz i architekt Wacław Rybotycki), wmurowano na piętrze Uniwersytetu Rzeszowskiego. Studium ukończyła w 1966 roku. Dekadę później podjęła kolejne studia w zakresie plastyki, tym razem w Krakowie, które ukończyła 18 lipca 1977 roku.
W roku szkolnym 1965/1966 Krystyna Skowronek rozpoczęła pracę nauczycielską w Szkole Podstawowej nr 2 w Bieczu, której kierownikiem była wówczas Helena Fuk. Spędziła w niej kolejne 34 lata, do przejścia na emeryturę w czerwcu 1999 roku. Włączyła się m.in. w działalność harcerską wspomagając nauczycielkę Krystynę Kosibę. Prowadziła Drużynę Zuchową „Biedronki”. W 1977 roku drużyna otrzymała tytuł „Mistrzowskiej Drużyny Zuchów”, nadany przez Główną Kwaterę ZHP, a Krystynie Skowronek przyznano tytuł „Mistrzowski Drużynowy Zuchów”. W ramach pracy harcerskiej prowadziła również kółko modelarskie. Jeździła wraz z uczniami na zawody szybowcowe odbywające się na lotniskach w Krośnie i Jasionce koło Rzeszowa, gdzie podopieczni prezentowali swoje modele. Młodzi modelarze współpracowali także z Ligą Obrony Kraju, a Krystyna Skowronek otrzymała w 1973 roku brązową odznakę „Zasłużony Działacz LOK”. Z kolei zarząd lotniska w Krośnie za wieloletnią pracę w kole modelarskim nadał jej honorowy tytuł „porucznik lotnictwa”. Nierzadko uczniowie wygrywali te zawody, a oprócz nagród mieli możliwość przelotu prawdziwym samolotem. Krystyna Skowronek jako plastyk i nauczyciel zajęć praktyczno-technicznych, nie mogła narzekać na brak pracy, gdyż „Dwójka” organizowała szereg imprez i akademii, do których potrzebne były dekoracje. Pomagała także przy występach zespołu tanecznego „Podgrodzianie”, prowadzonego przez Małgorzatę Kosacz, przygotowując stroje i wianki. Uczniowie pod kierunkiem Krystyny Skowronek sięgali po nagrody w wojewódzkich konkursach plastycznych. Kochała ludzi, a przede wszystkim dzieci i młodzież, których dobro zawsze stawiała na pierwszym miejscu.
Od 1 września 1973 roku uczyła również plastyki w Liceum Ogólnokształcącym w Bieczu, zatrudniona za czasów dyrektora Stanisława Dąbrowskiego. W arkana pracy w szkole wprowadziła ją była dyrektor Józefa Mostrańska. Początkowo miała jedynie trzy godziny zajęć tygodniowo, a później (przez cztery lata) prowadziła tam lekcje tylko w piątki. Każdy rok w pierwszej klasie LO rozpoczynała od wycieczki po Bieczu pragnąc oczarować młodzież sztuką. Długo współpracowała z Teatrem Fredrowskim, założonym przez polonistę Jacka Szurka. Wraz z wychowankami wykonywała dekoracje sceny, rekwizyty teatralne i projekty strojów, które szyli rodzice. Jej lekcje stanowiły połączenie zajęć z historii sztuki i ćwiczeń z rysunku i malarstwa. Zarówno w szkole podstawowej, jak i w liceum były one pełne swobody i dalekie od spokoju i dyscypliny. W klasie często robił się gwar, który pani profesor daremnie starała się uciszyć. Do uczniów zwracała się wtedy „papuloki”, „papulasy” i „mamlasy”, a dla nich była po prostu „panią Skowronkową”. Jej podejście do młodzieży było wyjątkowe. W czasie rysowania lub malowania można było wyjść z ławki, podpatrzeć co robią inni, wymieniać uwagi lub żarty. Pani Krystyna chodziła po klasie uważnie przyglądając się stworzonym pracom. Komentowała je, podpowiadała, chwaliła lub nawet czasem krytykowała, ale zawsze w żartobliwym tonie i z uśmiechem na ustach. W LO prowadziła prężnie działające kółko plastyczne, a uczniowie z powodzeniem startowali w Turniejach Wiedzy o Sztuce. Jej przedmiot był istotny, gdyż wielu uczniów zdawało wówczas na maturze historię sztuki. Pracowała tam do 1998 roku.
W mieszkaniu gromadziła mnóstwo rysunków, obrazów i grafik swoich podopiecznych. Stała się dla nich przewodnikiem po świecie sztuki, napędzała do pracy i mobilizowała. Miała dar do wyławiania, kształtowania i wspierania talentów plastycznych. Spod jej artystycznej kurateli wyszło całkiem sporo plastyków, architektów i projektantów. Wielu z nich rozwinęło działalność artystyczną i organizowało wystawy swojej twórczości, np. w Muzeum Ziemi Bieckiej. Mimo że znaczna część uczniów wyjechała z Biecza do innych miast w Polsce lub nawet poza granice naszego kraju, to wciąż utrzymywali ze swoją nauczycielką kontakt i byli otwarci na jej rady.
Krystyna Skowronek w czasie długoletniej pracy pedagogicznej otrzymała wiele nagród i wyróżnień, m.in. Nagrodę Kuratora Okręgu Szkolnego (1974), Nagrodę Ministra Oświaty i Wychowania (1987), Złoty Krzyż Zasługi (1980) i Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski (1990). Przez wiele lat uczestniczyła w wystawach i wernisażach organizowanych w bieckim Muzeum lub Bibliotece. Życie kulturalne w naszym mieście było dla niej niezwykle istotne, często zabierała głos w czasie różnych wydarzeń i przedsięwzięć. Aktywnie współpracowała z Towarzystwem Przyjaciół Biecza i Ziemi Bieckiej oraz Biblioteką, gdzie uczestniczyła w animowaniu działań artystycznych wśród najmłodszych jej czytelników. W styczniu 2007 roku za osiągnięcia edukacyjne w dziedzinie kultury otrzymała wyróżnienie podczas gali „Mosty Starosty”.
Przez całe życie zapisywała notatki w sekretnych zeszytach. Będąc już na emeryturze, zachęcona przez pisarkę i przyjaciółkę Kazimierę Zapałową, stworzyła opowiadanie o swojej kresowej rodzinie pt. „Człowieczy los – nie jest bajką, ani snem, człowieczy los, jest zwyczajnym szarym dniem”. W kolejnych latach spod jej pióra wyszły książki: „Przeszłość, która nie umiera” (2014) – o swoim życiu i pracy, „O artystycznych talentach moich uczniów” (2015) oraz „Największy z Polaków we wspomnieniach mieszkańców Biecza i okolic” (2016), poświęcona papieżowi Janowi Pawłowi II. W Bibliotece organizowano promocję tych pozycji, a także jej wieczorki wspomnień. Uczniowie Liceum Ogólnokształcącego w Bieczu w ramach VI edycji projektu – konkursu „Kresy – polskie ziemie wschodnie w XX wieku”, na podstawie wywiadu z Krystyną Skowronek, zrealizowali film o tematyce patriotycznej pt. „Człowieczy los. Wspomnienia z przeszłości, która nie umiera”. Zostali oni laureatami II miejsca. Nauczycielka opowiada w nim o dramatycznych przeżyciach swojej rodziny w czasie II wojny światowej i ucieczce przed Ukraińcami z Woli Wysockiej do Radymna.
Krystyna Skowronek była osobą bardzo religijną, zawsze podkreślającą swoją wiarę w Boga. W maju 1999 roku w ramach prezentu pożegnalnego odchodzącej na emeryturę nauczycielce, bieckie LO sfinansowało tygodniową wycieczkę do Włoch. Było to marzenie jej życia. Odwiedziła m.in. Rzym będąc na audiencji u papieża Jana Pawła II, Muzea Watykańskie, cmentarz na Monte Cassino, Pompeje i Wenecję. Pięć lat później w czasie podróży sentymentalnej zobaczyła Lwów – ukochane miasto swoich rodziców. Zwiedziła wówczas m.in. archikatedrę, w której wzięli ślub i Cmentarz Łyczakowski. To Biecz był jednak miastem, w którym odnalazła swoje miejsce na ziemi, zawarła przyjaźnie na całe życie i które pokochała z całego serca od pierwszego wejrzenia. Mówiła: „Żeby coś osiągnąć trzeba mieć swoje miejsce na ziemi, do którego się wraca. Takim miejscem stał się dla mnie Biecz. Pokochałam to miasto i jego mieszkańców. Tylko tutaj czuję się bezpieczna i szczęśliwa. Niezmiennie stoi na wzgórzu ten królewski gród, nawet wtedy gdy jestem samotna, wesoła czy smutna. Tu wracam, bo tu jest mój dom, wtedy snuję porównania (…) Tę miłość do miasta pragnęłam wpoić moim uczniom, w czasie wielogodzinnych spacerów wśród zabytków Biecza. Patrzcie, Biecz tak jak Rzym, leży na jednym ze wzgórz Pogórza Karpackiego, tyle że na planie wydłużonej elipsy. (…) W tamtych latach chciałam być koneserką piękna i zrobiłam wszystko by się chwalili, że są z Biecza. Pochodzić z Biecza to szczęście, wielkie, większe, największe. Chciałam ich chronić przed wyjazdami, a gdy już, to mają wrócić, bo tu jest ich dom i najpiękniejsze miejsce na ziemi”.
W 1983 roku cudem przeżyła zator tętnicy płucnej, kiedy to lekarze przez kilka godzin dramatycznie walczyli o jej życie. Do pracy powróciła po pół roku. Mimo wielu ciężkich przeżyć pozostawała optymistką, kobietą energiczną i pełną werwy, nieustannie uśmiechniętą, pogodną i radosną. Jak sama twierdziła: „z uśmiechem łatwiej połyka się łzy”. Wyróżniała się kolorowymi ubraniami i kapeluszami, ubierała się „z artystyczną niedbałością”. Stała się barwną osobowością Biecza i wręcz wizytówką naszego miasta. Była szanowana i bardzo lubiana przez dyrektorów, współpracowników i uczniów Szkoły Podstawowej nr 2 i Liceum Ogólnokształcącego, a także mieszkańców naszego miasta. Słynęła z pisania wzruszających i długich pożegnalnych przemówień, które wygłaszała nad grobami zmarłych kolegów i koleżanek. Doczekała się czworga wnuków: Joanny, Amadeusza, bliźniaczek Wiktorii i Weroniki oraz prawnuczki. Najmłodsze pokolenie było jej oczkiem w głowie, starała się poświęcać im na emeryturze jak najwięcej czasu. W ostatnich latach podupadła na zdrowiu. Od dawna zmagała się z astmą, ale jej problemy coraz częściej dawały o sobie znać. Nie wychodziła już z domu, będąc pod troskliwą opieką rodziny. Na początku grudnia 2022 roku Krystyna Skowronek trafiła do szpitala, ale ciągle posiadała sprawny umysł. Planowała wrócić do Biecza na święta Bożego Narodzenia, spotkać się z najbliższymi, a przede wszystkim z ukochanymi wnukami. Niestety, zmarła 23 grudnia 2022 roku w szpitalu w Gorlicach w wieku 83 lat. Pochowana została trzy dni później na cmentarzu komunalnym w Bieczu, gdzie spoczęła obok męża Kazimierza w grobowcu rodzinnym. Po śmierci pani Krystyny Skowronek nasze miasto opustoszało i nie jest już takie kolorowe…
Grzegorz Augustowski
Zdjęcia z archiwum rodzinnego Państwa Jadwigi Jawor (Skowronek)
i Cezarego Jawora
Źródła: Krystyna Skowronek „Przeszłość, która nie umiera” (2014)
Krystyna Skowronek „O artystycznych talentach moich uczniów” – Biecz, wrzesień 2015
Krystyna Skowronek „Największy z Polaków we wspomnieniach mieszkańców
Biecza i okolic” (2016)
„Terra Biecensis” – nr 1/39 – wiosna 2007
„Terra Biecensis” – Nr 2/43 – lato 2007
„Terra Biecensis” – nr 3/53 – zima 2009/2010
Internet