Zasłużoną postacią wśród bieckiej społeczności był z pewnością śp. Jan Honc – przedwojenny ułan, oficer w randze porucznika (późniejszy kapitan i major) oraz więzień oflagu II C w Woldenbergu, czyli niemieckiego obozu jenieckiego. Był patriotą zawsze gotowym do służby Ojczyźnie, którego nie złamał zarówno okupant niemiecki, jak i komunistyczny Urząd Bezpieczeństwa. W drugiej połowie lat 50-tych XX wieku w znacznym stopniu przyczynił się do powstania w Bieczu znanego Zakładu Pieczywa Cukierniczego „Kasztelanka”, którego był dyrektorem. Za kampanię wrześniową został odznaczony Krzyżem Walecznych.
Jan Władysław Honc urodził się 27 lutego 1907 roku w Bieczu w czasach gdy Polska wciąż znajdowała się pod zaborami. Był synem Józefa Honca i Katarzyny z domu Wojnar. Miał młodszą siostrę Marię. Korzenie tej rodziny wywodzą się z Węgier. Pradziadek Jana – Szymon był węgierskim kupcem, który osiedlił się w naszym mieście, nabył ziemię i założył tu rodzinę. W 1912 roku zmarł Józef Honc, gdy mały Jaś miał tylko pięć lat. W tym trudnym okresie utrzymywali się z gospodarstwa rolnego, prowadzonego przez matkę. Ukończył Szkołę Powszechną w Bieczu, a następnie Gimnazjum Państwowe im. Króla Stanisława Leszczyńskiego w Jaśle. Jan Honc zamierzał kontynuować naukę, ale ciężka sytuacja materialna rodziny była ku temu przeszkodą. Wybrał darmową szkołę wojskową, kiedy zapotrzebowanie na oficerów z racji odzyskania przez Polskę niepodległości i formowania się armii było ogromne.
27 lipca 1930 roku kapral podchorąży Jan Honc z bardzo dobrym wynikiem ukończył kurs unitarny przy Szkole Podchorążych Piechoty w miejscowości Ostrów Mazowiecka. Został następnie zakwalifikowany do Szkoły Podchorążych Piechoty w Warszawie. 15 sierpnia 1932 roku mianowano go na stopień podporucznika w korpusie oficerów piechoty ze starszeństwem (lok. 10). Jego patent oficerski podpisali ówczesny Prezydent II RP Ignacy Mościcki i Minister Spraw Wojskowych Józef Piłsudski. Z kolei awans na porucznika w korpusie oficerów piechoty otrzymał z dniem 1 stycznia 1935 roku (lok. 45). Następnie służył jako oficer w dywizji „Kraków” w 20 Pułku Piechoty Ziemi Krakowskiej jako dowódca 8 kompanii.
Jan Honc był przedwojennym ułanem, posiadał klacz maści izabelowatej. W różnych porach roku przeprowadzał wojskowe manewry na dawnych terenach Polski (dzisiejsza Ukraina, Huculszczyzna). Był człowiekiem wrażliwym, kochał konie, zachwycał się pięknem przyrody. Był znawcą broni i mundurów. Wszystko to opisywał w swoich notatkach.
Od pierwszych dni II wojny światowej walczył w obronie Ojczyzny z niemieckim okupantem. 7 września 1939 roku po bitwie w okolicach lasów Janowskich trafił do niewoli. Został umieszczony w tzw. oflagu w Woldenbergu (obecnie Dobiegniewo koło Stargardu Szczecińskiego). Zerwano mu dystynkcje oficerskie i złamano szablę. Początkowo był to Stalag II C, a od 21 maja 1940 roku oficerski oflag II C Woldenberg. To niemiecki obóz jeniecki przeznaczony dla oficerów Wojska Polskiego i ich ordynansów. Nazwa Oflag jest skrótem oficjalnej, niemieckiej nazwy tego rodzaju obozów: Offizierslager für kriegsgefangene Offiziere. Otrzymał numer obozowy 187/XI.B.
Oflag II C w Woldenbergu to obszar ok. 25 ha, otoczony wysokim na 2,5 m ogrodzeniem z drutów kolczastych pod napięciem, ze znajdującymi się tam barakami i wieżami strażniczymi. Warunki życia w obozie oficerskim były niezwykle ciężkie, chociaż inne niż te znane z obozów koncentracyjnych. Niemcy nie zamierzali zabijać jeńców, lecz doprowadzić ich do stanu psychicznego obłędu. Wielką uciążliwością było ogromne stłoczenie i brak intymności. Sprzyjało to powstawaniu nerwic i chorób umysłowych, określanych „chorobą drutów kolczastych”. Baraki nie miały termoizolacji, ani sufitów. Osadzeni spali na trzypiętrowych drewnianych pryczach. Podczas mrozów w naczyniach zamarzała woda. Jeńcy głodowali, ich pożywienie składało się z wodnistej zupy z brukwi, czarnego, gliniastego kawałka chleba i 20 g tłuszczu. Było ono bardzo nisko kaloryczne, szerzyła się awitaminoza. Więźniów ratowały paczki żywnościowe od rodzin i później także od Czerwonego Krzyża. Bardzo cenna była cebula, a rarytas stanowiły papierosy i czarna kawa. Jan Honc przetrwał m.in. właśnie dzięki prowiantowi, który otrzymywał mimo ciężkich warunków wojennych od matki i siostry. Osadzeni byli nieustannie nękani, gnębieni i poniżani na apelach, które odbywały się dwa razy dziennie. Upokorzeniem było oddawanie honorów wojskowych i składanie raportów w języku niemieckim. Przeprowadzano również rewizje baraków i zabierano więźniom różne produkty i rzeczy osobiste. Zabraniano im śpiewania polskich piosenek. W obozie panowały urągające warunki higieniczne, plagą były pchły i pluskwy. Wśród jeńców znajdowali się rozmaici przedstawiciele inteligencji polskiej. Prowadzone były konspiracyjne obozowe szkolenia z różnych dziedzin nauki, co zaprocentowało już na wolności. Oficerowie czekając na wyzwolenie starali się poprawić swoją kondycję fizyczną poprzez ćwiczenia. Obóz został wyzwolony przez Armię Czerwoną w lutym 1945 roku.
Po uzyskaniu wolności Jan Honc dotarł pieszo do Krakowa do swojego garnizonu, w którym służył do 1948 roku. Czekała na niego narzeczona Olga Eberhardt, pochodząca z rodziny austriackich baronów, której ojciec Mikołaj Eberhardt był również wojskowym. Jan i Olga pobrali się 2 kwietnia 1945 roku w Krakowie. Mieli syna Jerzego oraz córki Annę i Jadwigę. W Polsce nastał jednak ustrój komunistyczny, a oficerowie przedwojenni nie byli przez ówczesną władzę tolerowani. Jan Honc nie należał do żadnej partii, wobec czego był prześladowany przez Urząd Bezpieczeństwa. Wzywano go na przesłuchania, zatrzymywano i bito. Został zwolniony z wojska.
Pomimo trudności nie załamał się. Podjął pracę w Zakładach Pieczywa Cukierniczego „Wawel” w Krakowie. Był tam głównym technologiem, szefem produkcji, przewodniczącym Rady Robotniczej i członkiem Kolegium Zjednoczenia Przemysłu Cukierniczego do spraw postępu technicznego. Opatentował m.in. wielotarczową krajalnicę do wafli i udoskonalił krajarkę do cięcia wafli w kierunku dwukierunkowym. Opracował również ulepszony sposób krajania wafli na krajalnicy przez zastosowanie odpowiedniej skrzynki prowadniczej oraz zastosował suszarkę parowo-gazową do suszenia pierników.
Jan Honc mieszkał i pracował w Krakowie, ale interesował się też tym co dzieje się w Bieczu. Przyjeżdżając do rodzinnego miasta widział spore bezrobocie, które dotyczyło zwłaszcza kobiet. Gdy prezes GS Biecz, Jan Barszcz poprosił go o pomoc w wyszukaniu i zakupie pieca piekarniczego do piekarni mechanicznej, chętnie się zgodził. Początkowo miał przyczynić się do powstania bieckiej piekarni. Podczas obchodu dawnych posiadłości Długosza na Załawiu, tzw. resztówce po Dworze Długosza, wpadł na o wiele ciekawszy pomysł. Wprawdzie budynki popadły w ruinę, ale duża murowana obora kryta blachą była w niezłym stanie. W swojej wyobraźni dostrzegł możliwość wybudowania w tym miejscu wielkiej hali produkcyjnej do pieczenia pieczywa cukierniczego z produkcją 3-4 tysięcy ton rocznie. Postanowił więc wziąć sprawy w swoje ręce i pomóc przy uruchomieniu fabryki pieczywa cukierniczego, która miała zapewnić setki nowych miejsc pracy, a jednocześnie być wizytówką Biecza. Tak też się stało, bardzo szybko ustalono również nazwę firmy „WPC Kasztelanka”. Jan Honc napotykał trudności ze strony władz lokalnych. Otrzymał jednak wsparcie prezesa GS Biecz, Jana Barszcza (jako inwestora) i ówczesnego wiceministra finansów Jana Duszy. Najpierw wykonał projekt kosztorysowy i technologiczny. W tym czasie szczęśliwym zbiegiem okoliczności Sejm uchwalił ustawę o kredycie na aktywizację małych miasteczek. W celu pozyskiwania funduszy na realizację inwestycji, zwrócono się do samych władz centralnych. Na spotkaniu w Warszawie Jan Honc podjął się opracowania technologii, doboru i szkolenia załogi, nadzoru nad budową zakładu, opracowania profilu produkcji, zorganizowania zbytu i II fazy budowy zakładu. Otrzymano „zielone światło” na realizację projektu. W sierpniu 1957 roku rozpoczęto prace nad analizą i dokumentacją zakładu, w listopadzie budowę piecowni, a w lutym 1958 roku zakładu. Roboty budowlano-montażowe przejęło uspołecznione Przedsiębiorstwo Remontowo-Budowlane Gorlice.
Zaangażowanie Jana Honca w powstanie fabryki pochłaniało mnóstwo czasu. Nie mógł on bez końca kursować pomiędzy Krakowem a Bieczem, więc w maju 1958 roku zrezygnował z pracy w Zakładach Pieczywa Cukierniczego „Wawel” i wrócił do rodzinnego miasta. Mieszkał w kawalerce i stołował się w Gospodzie GS. W listopadzie 1958 roku uruchomiono linię produkcji pierników, a czternaście miesięcy później ruszyła linia wafli i piekarnia. Jego pomoc i fachowość okazała się nieoceniona także przy pozyskiwaniu niezbędnych maszyn i urządzeń (zarabiarki ciasta piernikowego i waflowego, wycinaczki i suszarki pierników, automatu do smarowania wafli i dwukierunkowego krajania wafli, gazowych pieców waflowych).
Zakład Pieczywa Cukierniczego „Kasztelanka” produkował różnorodne pieczywo cukiernicze, ale przede wszystkim smaczne i słynne pierniki, takie jak „Piernik Kasztelański”, piernikowe serca pięknie zdobione ręcznie przez pracownice oraz chleb i bułki. Spełniło się więc marzenie Jana Honca, dotyczące poprawy sytuacji na rynku pracy w Bieczu. Wiele osób znalazło w nowej fabryce zatrudnienie, w latach świetności „Kasztelanki” nawet ponad 600.
Jan Honc był bardzo pracowity, odpowiedzialny, rzetelny i zdyscyplinowany i tego samego wymagał od swoich podwładnych. Wciąż jednak musiał liczyć się z szykanami ze strony komunistycznej władzy. Utrudniano mu pracę, a w 1960 roku został zwolniony ze stanowiska dyrektora „Kasztelanki”. Szybko jednak otrzymał angaż przy budowie i organizacji Zakładów Cukierniczych „San” w Jarosławiu. W niespełna dwa lata uruchomił zakład. Nie przyjął jednak ze względu na poprzednie przejścia z władzą propozycji objęcia stanowiska dyrektora. W późniejszym czasie stworzył również Zakłady Cukiernicze „Jasiołka” w Jaśle. Niestety, po transformacji ustrojowej w 1989 roku fabryki tego typu przestawały istnieć. Nie ominęło to także „Kasztelanki”, która w maju 2002 została postawiona w stan upadłości.
Jan Honc był wrażliwy na sztukę. W latach 60-tych gościł studentów, którzy przyjeżdżali na plenery malarskie z profesorem Alojzym Siweckim z Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Malowali piękne pejzaże Biecza i jego zabytki. W wolnych chwilach na swojej ojcowiźnie zajmował się sadem, uprawiał także porzeczki, szczepił róże, kochał kwiaty. Starał się pomagać ludziom. Wojenne przeżycia i pobyt w niemieckim oflagu odezwały się po latach. Cierpiał na choroby poobozowe, doskwierał mu głównie reumatyzm. Przeszedł na rentę, a później na emeryturę. Pod koniec życia wyjechał do rodziny do Krakowa. Jan Honc zmarł tam 14 października 1994 roku w wieku 87 lat. Pochowany został na cmentarzu komunalnym w Bieczu. Notatki i pamiątki z nim związane znajdują się w Muzeum Ziemi Bieckiej.
Grzegorz Augustowski
Zdjęcia i informacje z archiwum rodzinnego P. Sebastiana Honca
Źródła: Sebastian Honc „Historia życia mojego pradziadka Jana Władysława Honca” (2014)
„Oflag II C Woldenberg wczoraj i dziś” – Muzeum Woldenberczyków w Dobiegniewie (2014)
„Oflag II C Woldenberg – To brzmi jak tajemnica” – praca zbiorowa pod redakcją Wiesława Dembka” (2017)
„ Jak to z „Kasztelanką” było, czyli wielka szansa dla małego Biecza” – „Terra Biecensis” – Nr 3 (15) – wrzesień 1999
Internet
Ciekawa historia. Człowiek o wielu zdolnościach. Super tytuł. Super tekst.
Znalazlam historie mojego ojca i czytalam bardzo wzruszona . Jestem najmlodsza corka i od dlugiego czasu mieszkam w Australi. Wspaniala inicjatywa pamieci dla zasluzonych mieszkancow. Moj ojciec kochal Biecz.