W 2022 roku przypada 100. rocznica urodzin bieczanina Jana Pelczara – prawnika, ekonomisty, wieloletniego zastępcy dyrektora ds. ekonomicznych w Fabryce Maszyn Wiertniczych i Górniczych „Glinik” w Gorlicach, działacza ruchu oporu, członka Polskiej Organizacji Zbrojnej „Znak”, więźnia obozów w Pustkowie, Auschwitz i Sachsenhausen-Oranienburgu, działacza społecznego, a także dyrygenta chóru „Kasztelan” przy OSP w Bieczu i przy „Klubie Seniora”.
Jan Klemens Pelczar urodził się 14 czerwca 1922 roku w Binarowej. Był synem przemysłowca Antoniego Pelczara (1880-1958) i Wiktorii z domu Bożek (1884-1954). Rodzice pobrali się w 1921 roku. Matka była wdową, a ojciec wdowcem. Jan miał przyrodnie rodzeństwo: siostrę Genowefę (ze strony ojca) i brata Józefa (ze strony matki). Dzieciństwo spędził w Binarowej, a w latach 1928-1934 uczył się w szkole powszechnej w Bieczu. Już jako młody chłopak lubił muzykę i chętnie grał na akordeonie. Uczęszczał do Państwowego Gimnazjum i Liceum im. Marcina Kromera w Gorlicach (cztery klasy), a w 1938 roku, po zdaniu egzaminu został przyjęty do Państwowego Gimnazjum i Liceum im. króla Stanisława Leszczyńskiego w Jaśle. We wrześniu 1939 roku był uczniem drugiej klasy. Nie mógł jednak kontynuować nauki z powodu wybuchu II wojny światowej i zamknięcia placówki.
Jan Pelczar przeszedł błyskawiczne szkolenie na obozie przysposobienia wojskowego i w dniach 1-7 września 1939 roku pełnił służbę w Oddziale Obrony Przeciwlotniczej w Bieczu. Następnie ewakuowano ich formację na wschód. Dotarł do Monasterzysk koło Buczacza (obecna Ukraina w obwodzie tarnopolskim). Został aresztowany we wsi Bircza i trafił do więzienia w Dobromilu niedaleko Lwowa. Po wkroczeniu Armii Czerwonej, w listopadzie 1939 roku powrócił do Biecza. W grudniu nawiązał kontakt konspiracyjny z Janem Krokowskim, kolegą z obozu przysposobienia wojskowego z Nowego Sącza i członkiem organizacji podziemnej „Orzeł Biały”. Należeli do niej m.in. harcerze, ale wskutek zdrady jej działalność została szybko przerwana. Doszło do aresztowania i masowej egzekucji (rozstrzelania) członków „Orła Białego” w dniu 27 czerwca 1940 roku w lasach trzetrzewińskch. Nowosądeckie Gestapo dokonało tej zbrodni w „imieniny generała” Władysława Sikorskiego.
W lutym 1940 roku Jan Pelczar otrzymał zatrudnienie w kopalni ropy naftowej „Jerzy” w Krygu jako zapinacz pomp. Wiosną został zwerbowany przez Leszka Wasylkowskiego ps. „Borsuk” do struktur Polskiej Organizacji Zbrojnej „Znak”, działającej od października 1939 roku. Pełnił funkcję kuriera Komendy Powiatowej Nr 11 w Gorlicach. W ramach tej pracy był łącznikiem terenowym i utrzymywał stały kontakt z punktami w Krakowie, Gorlicach, Libuszy, Jaśle, Krośnie, Polance-Karol, Grybowie, Krygu, Turaszówce, Bajdach i Zagórzu. Wykonywał także dla Komendy Powiatowej różne prace pisemne, takie jak rozkazy, raporty, informacje, instrukcje itp. Znał również wielu przywódców i członków organizacji POZ na terenie całego Podkarpacia.
Po wcześniejszych przygotowaniach i próbach, zajął się uruchomieniem produkcji lontów zapalających do butelek z benzyną. Do pewnego momentu dopisywało mu szczęście. Jesienią 1941 roku został ostrzeżony przed pułapką organizowaną przez Gestapo i uniknął aresztowania w punkcie w Polance-Karol, gdzie miał się zjawić. Z kolei wiosną 1942 roku groziło mu zatrzymanie, gdy przewoził pociągiem pocztę do Krośnieńskiej Komendy Powiatowej Polskiej Organizacji Zbrojnej. Do rewizji doszło pomiędzy Jasłem a Tarnowem. Jan Pelczar uratował się wyskakując z pociągu. Niestety, 1 października 1942 roku hitlerowcy aresztowali go za działalność w ruchu oporu podczas pracy w kopalni w Krygu. Trafił do tzw. „Szklarczykówki”, czyli siedziby gorlickiego Gestapo, gdzie w podziemiach spędził ponad dwa miesiące, do 4 grudnia 1942 roku. Jan Pelczar musiał zmierzyć się z wielokrotnymi, praktycznie codziennymi metodami brutalnych tortur, które miały na celu wymuszenie zeznań. Nie dał się złamać, gdyż nie ujawnił żadnego nazwiska swoich współpracowników i nie podał ani jednego interesującego Niemców faktu. Wykazał się odwagą i wytrwałością, a prowadzone przez okupantów śledztwo spełzło na niczym, ponieważ nie doszło już do kolejnych aresztowań. Został przeniesiony do aresztu sądowego w Gorlicach. Tam za pośrednictwem strażnika więzienia, Franciszka Adamczyka, skontaktował się z członkiem Komendy Powiatowej POZ, któremu przekazał wszelkie informacje dotyczące aresztowania, dochodzenia i grożącego niebezpieczeństwa.
Jego kłopoty nie zakończyły się. W wyniku ciągnącego się śledztwa przewieziono go najpierw do więzienia w Jaśle, następnie do Tarnowa, a w kwietniu 1943 roku został przetransportowany do niemieckiego obozu jenieckiego i pracy przymusowej w Pustkowie. Otrzymał numer obozowy 585. Obóz Truppenübungsplatz Heidelager Pustków utworzono jesienią 1940 roku na terenie dawnego przysiółka wsi Pustków. Znajdował się w obrębie wielkiego poligonu SS-Truppenübungsplatz Dębica, na którym testowano tzw. „broń odwetową” V1 i V2. Początkowo transportowano tam głównie Żydów, a w późniejszym okresie Polaków i jeńców radzieckich. Więźniów przewożono m.in. z Białej Podlaskiej, Krakowa, Rzeszowa, Tarnowa, Warszawy, Wieliczki i Żywca.
22 lipca 1943 roku zaledwie 21-letni Jan Pelczar trafił do Auschwitz – największego niemieckiego nazistowskiego obozu koncentracyjnego i ośrodka zagłady, utworzonego na przedmieściach Oświęcimia, polskiego miasta włączonego w granice III Rzeszy. Otrzymał bieliznę, pasiaki i numer obozowy 130 940. Celem oprawców było doprowadzenie osadzonych do bezwzględnego posłuszeństwa, pracy ponad siły i poniżenie godności ludzkiej. Więźniów nieustannie czekały różnorodne kary, a nawet bicie do nieprzytomności i w każdej chwili groziła im śmierć. Ponadto w obozie panowały zatrważające warunki higieniczne, które doprowadzały do groźnych chorób. Doskwierały im także niegojące się rany, czyraki, świerzb oraz pchły i wszy. Jan Pelczar mógł pisać listy do rodziny, oczywiście jedynie w języku niemieckim. Donosił, że jest zdrowy i wszystko u niego w porządku, gdyż listy były ocenzurowane i nie mógł ujawniać prawdy. Martwił się o rodzinę, pytał o najbliższych i kolegów z Biecza. Od rodziców otrzymywał listy i paczki żywnościowe, które zawierały określone produkty. Utrzymywał kontakt m.in. z innym więźniem pochodzącym z naszego miasta, Edwardem Salamonem. Zaprzyjaźnili się na tyle, że po wojnie Jan Pelczar został chrzestnym ojcem jego córki Marii. Przetrwał piekło tego obozu, jak również kolejnego w Sachsenhausen-Oranienburgu (około 30 km na północ od Berlina), gdzie został przetransportowany 29 października 1944 roku. Tym razem otrzymał numer obozowy 113 243. Był oddelegowany m.in. do przymusowej pracy na rzecz niemieckiej fabryki Siemens w Berlinie. Obóz został wyzwolony 22 kwietnia 1945 roku przez oddziały 2 Warszawskiej Dywizji Piechoty im. Henryka Dąbrowskiego Wojska Polskiego oraz Armii Czerwonej. W tym czasie przebywała w nim jednak niewielka liczba osadzonych, gdyż wcześniej większość z nich rozpoczęła zainicjowany przez Niemców straszliwy „marsz śmierci” w kierunku Lubeki. Wielu słabych więźniów, nie mogących kontynuować marszu, zostało zamordowanych strzałem w głowę. Jan Pelczar również brał udział w tym marszu. 3 maja 1945 roku udało mu się zbiec wraz z czterema kolegami: Jerzym Brandhuberem (nauczycielem rysunku w gimnazjum w Jaśle), Władysławem Styczyńskim (absolwentem tegoż gimnazjum), Czesławem Jeleniem z Ptaszkowej oraz Ignacym Sikorą z Gorlic (absolwentami gorlickiego gimnazjum). Grupa ta zdołała dotrzeć do terenów zajętych przez amerykańskie wojsko i ulokować się w obozach dla obcokrajowców.
Jan Pelczar zdał w 1946 roku eksternistyczny egzamin dojrzałości w Liceum Polskim w Salzgitter niedaleko Hanoweru. Do Polski powrócił we wrześniu tego samego roku. Wkrótce podjął studia prawnicze na organizującej się wówczas uczelni – Uniwersytecie i Politechnice we Wrocławiu. W latach 1946-1949 aktywnie działał w Zarządzie Okręgu Polskiego Związku byłych Więźniów Politycznych we Wrocławiu. W 1951 roku uzyskał dyplom magistra prawa.
Na studiach poznał pięć lat młodszą Marię Nowicką, swoją przyszłą żonę. Pobrali się 6 marca 1950 roku we Wrocławiu. W kolejnym roku zamieszkali w Bieczu. Doczekali się dwójki dzieci: syna Stanisława, absolwenta Wyższej Szkoły Marynarki Wojennej w Gdyni, Kapitana Żeglugi Wielkiej w Świnoujściu oraz córki Anny, nauczycielki biologii i chemii, długoletniej wicedyrektorki Szkoły Podstawowej nr 1 w Bieczu.
Od kwietnia 1951 roku Jan Pelczar pracował w Gorlickich Zakładach Przemysłu Terenowego Materiałów Budowlanych. W latach 1957-1962 był dyrektorem tego przedsiębiorstwa. Natomiast od 1 września 1962 do 1 października 1979 roku piastował funkcję zastępcy dyrektora ds. ekonomicznych w Fabryce Maszyn Wiertniczych i Górniczych „Glinik” w Gorlicach. Zarządzał w trudnych czasach dla zakładu z uwagi na jego rozbudowę i modernizację. Umiejętnie łączył funkcje kierownicze z szacunkiem dla ludzkich, nawet najdrobniejszych problemów. Sprawy wielkiego przedsiębiorstwa były dla niego równie istotne jak ludzka krzywda. Zawsze starał się pomóc drugiemu człowiekowi, czegoś nauczyć lub podpowiedzieć. Dla każdego miał ciepłe słowo. Był jednym z twórców świetności „Glinika” i miał spore zasługi w rozwoju polskiego górnictwa. Stanowił wzór pracowitości i mądrości życiowej, był autorytetem zawodowym dla swoich współpracowników, doskonałym ekonomistą, organizatorem i przełożonym. Cechowała go stanowczość i konsekwencja w działaniu. Był człowiekiem dystyngowanym, opanowanym, szlachetnym, o poważnej twarzy, ale jednocześnie serdecznym, towarzyskim i błyskotliwym. Stanowił przykład wzorowego męża, ojca i dziadka, kochanego przez najbliższych. Doczekał się pięciorga wspaniałych wnuków. Wzbudzał autentyczną sympatię wśród przyjaciół i znajomych.
W domu rzadko opowiadał o swoich ciężkich przeżyciach z okresu pobytu w niemieckich nazistowskich obozach koncentracyjnych. Należał do Związku Bojowników o Wolność i Demokrację. W latach 1970-1985 będąc członkiem tej organizacji kombatanckiej brał udział w spotkaniach z młodzieżą starszych klas szkół podstawowych i szkół średnich. Tematem przewodnim były losy Polaków w obozach koncentracyjnych w czasie II wojny światowej. Nawiązał również współpracę ze Stowarzyszeniem Maksymiliana Kolbe w Niemczech, założonym przez tamtejszych działaczy katolickich, którego celem było niesienie pomocy ofiarom gett i byłym więźniom obozów koncentracyjnych. Jan Pelczar pełnił funkcję łącznika fundacji. Zajmował się pomocą rzeczową, rozwożeniem paczek i organizował wyjazdy dla ofiar hitlerowskiego reżimu z całej Polski na 10-dniowe pobyty na terenie Niemiec (m.in. do Mosbach i Billigheim), które były w całości finansowane przez Stowarzyszenie.
Oprócz pracy zawodowej Jan Pelczar aktywnie uczestniczył w życiu społecznym, m.in. był członkiem Powiatowej Rady Narodowej w Gorlicach, a także dał się poznać jako znakomity działacz kulturalno-oświatowy. Na emeryturę przeszedł w 1979 roku. Z zapałem pracował dla „Klubu Seniora” przy bieckim oddziale Polskiego Związku Emerytów, Rencistów i Inwalidów, będącym głównym ośrodkiem amatorskiego ruchu artystycznego i kulturalnego w naszym mieście i gminie. Przez wiele lat prowadził bezinteresownie tutejszy chór jako jego dyrygent. Uczestnicy „Klubu Seniora” prezentowali szereg programów muzycznych z okazji różnych świąt i uroczystości w Bieczu i nie tylko. Były to np. lokalne przeglądy działalności kulturalnej – „Bieckie Babie Lato”, festyny, akademie, a także występy w Domach Pomocy Społecznej, domach emerytów oraz zaprzyjaźnionych z Klubem Seniora stowarzyszeniach kombatanckich i Klubem Seniora w Jaśle.
Od połowy lat 80-tych XX wieku przewodził również powstałemu w 1978 roku chórowi strażackiemu „Kasztelan” przy OSP w Bieczu. Dużym sukcesem było zdobycie „Złotego Kasku”, czyli głównej nagrody na I Krajowym Festiwalu Piosenki Strażackiej w Ciechocinku 15 września 1986 roku. Do wyjazdu wytypowano wówczas sekstet wokalny: Jan Pelczar – dyrygent i akompaniator (akordeon), Delia Fusek – sopran, Hilda Augustowska – alt, Kazimierz Liana – tenor, Jerzy Augustowski (były dyrygent) – II tenor, Adam Szczepański – I bas i Aleksander Szczepański – II bas. Aranżacje i układy na głosy były także autorstwa Jana Pelczara. Oprócz tego potrafił doskonale grać na fortepianie i śpiewał jak wybitny solista operowy. Często brał akordeon i wykonywał ulubiony przez siebie utwór „Polesia czar”. W 1989 roku poważnie zachorował i musiał zrezygnować z występów scenicznych.
Uhonorowano go wieloma najwyższymi odznaczeniami państwowymi, m.in. Orderem Sztandaru Pracy II klasy i Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. Otrzymał także Odznakę Grunwaldzką, Krzyż Oświęcimski i Odznakę Weterana Walk o Niepodległość. Jan Pelczar zmarł 24 sierpnia 1998 roku w Bieczu w wieku 76 lat. Pochowany został dwa dni później w grobowcu rodzinnym na tutejszym cmentarzu komunalnym. W ostatnim pożegnaniu uczestniczyła najbliższa rodzina i liczne grono przyjaciół z Biecza, Gorlic i Fabryki Maszyn „Glinik”, a także z Krakowa, Nowego Sącza i Śląska. Jego żona Maria, z którą w małżeństwie przeżyli wspólnie 48 lat, zmarła 10 stycznia 2009 roku w wieku niespełna 82 lat.
Grzegorz Augustowski
Zdjęcia, dokumenty i materiały z archiwum rodzinnego
P. Anny Pelczar-Kozłowskiej
Źródła: Wanda Kłapkowska: „Słownik wychowawców
i wychowanków szkół średnich w Gorlicach 1939-1945” (1998)
Tadeusz Ślawski „150 lat Ochotniczej Straży Pożarnej w Bieczu” (2011)
Stowarzyszenie „Klub Gorliczan”: „Gorlicki Informator Biograficzny” – Gorlice 2009
„Gazeta Krakowska – Gazeta Nowosądecka” – 03.09.1998r, Nr 468
„Gazeta Krakowska – Gazeta Gorlicka” – wrzesień 1998
Internet (biblioteki cyfrowe)
Po pierwsze to wielkie dzięki za ogrom pracy włożonej w redagowanie tej cotygodniowej pozycji. Jednak wywiady z ludźmi kompletowanie zdiec oraz innych materiałów a potem to wszystko zebrac i odpowiednio zredagować w jednym tygodniu to jest jednak ogrom pracy. Brawo Grzesiu i tak trzymaj nawet daruje Ci to ze pytałeś mnie w pongla..
Początek naszej a raczej z synem Stanisławem i córką Anną Pana Jana Pelczara znajomości datowany jest około połowy lat sześćdziesiątych kiedy to moja mama będąc pielęgniarką robiła zastrzyki w domu pacjenta ( nie pamiętam kto był chory). I praktycznie od tego czasu aż do naszej matury w 1974 były wzajemne odwiedziny zabawy prace raz u Staszka a raz u mnie. A wszystko było podporządkowane jednemu celowi: “to gdzie dzisiaj jedziemy na ryby”. To był cel zasadniczy. A że z naszą dyscyplina było różnie więc i rozmowy wokół niej się odbywały. Bywałem obecny podczas takich rozmów prowadzonych przez Pana Pelczara. Sadzał Stacha na kolana i ze stoickim spokojem przetłumaczał zasady obowiązujące w życiu. A że byłem w pobliżu ( na wyciągnięcie Jego ręki) więc i ja słuchałem tych zasad. Jakże zazdrosciłem Stachowi tak wspaniałego ojca. Z całą powagą A także z wykazywaniem wielkiej cierpliwości i spokoju potrafił dotrzeć do naszych chłopięcych głów żeby chpciaz trochę z tego co do nas mówił pozostało. To Jego spokój i opanowanie A także łagodność w postępowaniu z dziećmi i bezkonfliktowy sposób rozwiązywania problemów pozwoliły mi na to aby mówić jak bardzo był kochającym ojcem i wspaniałym człowiekiem.
Nie tak dawno zostałem zapytany “czy w Bieczu zostało coś mojego”. Otóż tak. Najważniejsi dzisiaj to przyjaciele z dzieciństwa Ania (obecnie z mężem Jurkiem)Stachu chociaż drogi Nasze są na rozwidleniu oraz koleżanki i koledzy z lat szkolnych. Ale w tym wszystkim najważniejsza jest pamięć. Pamięć także o tak wspaniałym człowieku ojcu i sąsiedzie.