Mieczysław Eustachiewicz był bieckim harcerzem, członkiem Związku Walki Zbrojnej i sierżantem Armii Krajowej o pseudonimie „Czarny”, aktywnie działającym na terenie naszego miasta i okolic, należącym do drużyny wchodzącej w skład plutonu Piotra Wilka, a po II wojnie światowej należał do Ochotniczej Straży Pożarnej w Bieczu oraz chóru „Kasztelan”.

Mieczysław Eustachiewicz urodził się 8 grudnia 1926 roku w Bieczu. Był synem Klemensa Eustachiewicza (1900-1980) – cenionego masarza i Heleny z domu Stawarz (1904-1975). Miał dwie siostry: Izabelę i Weronikę oraz brata Edwarda, który również działał w konspiracji, a w 1947 roku wstąpił do Marynarki w Szczecinie. Życie Edwarda zakończyło się tragicznie – zmarł w młodości w wyniku zatrucia jadem kiełbasianym. Mieczysław należał do bieckiego harcerstwa, którego drużynowym był Witold Fusek. W 1939 roku złożył przysięgę na Krzyż Harcerski. Szczęśliwe dzieciństwo spędzone w naszym mieście przerwał wybuch II wojny światowej, gdy chłopiec miał zaledwie 13 lat.

Już 4 września 1939 roku Klemens Eustachiewicz zadecydował, że jego synowie muszą uciekać na Wschód w obawie przed Niemcami. Bracia wraz z kilkoma członkami rodziny, głównie kuzynami udali się furmanką do Jasła. Tam dzięki kontaktom z kolejarzami udało się zorganizować pociąg, którym wyjechali w dalszą drogę wspólnie z innymi uciekinierami. Gdy dotarli do Sambora okazało się, że hitlerowcy nieco wcześniej zbombardowali miasto. Postój został więc wymuszony w związku z koniecznością uporządkowania torów. Do ich składu doczepiono także kilka wagonów z Wojskiem Polskim, posiadającym działo przeciwlotnicze, ewakuującym się do Rumunii. Kontynuacja podróży nie była spokojna, gdyż niemieckie samoloty kilkakrotnie bombardowały pociąg. Mieczysław Eustachiewicz i jego kompani zeskakiwali wówczas z wagonu i ukrywali się w lesie. Polscy żołnierze zestrzelili samolot wroga i wzięli do niewoli katapultującego się pilota. Dalsza trasa obejmowała Stanisławów, gdzie zatrzymali się na tydzień, Kołomyję (kilkanaście dni) i bombardowany Lwów. W końcu dotarli do Zaleszczyk na granicy z Rumunią. Po dłuższych rozmowach ze strażą graniczną i sprawdzeniu dokumentów pociąg ruszył dalej. Końcowym przystankiem stała się miejscowość Buczacz, gdzie Polacy zostali zakwaterowani w salach szkolnych obok bursy, która była zajęta przez innych uciekinierów. Bursa pełniła też rolę magazynu żywnościowego. O tym, że 17 września 1939 roku Związek Radziecki uderzył na Polskę bieczanin dowiedział się od oddziału kawalerii Wojska Polskiego, który zatrzymał się na podwórzu szkolnym.

Mieczysław Eustachiewicz cudem uniknął egzekucji z rąk Sowietów, którzy wkroczyli do miasta. Pewnego dnia usłyszał strzały i uciekł do budynku szkoły, gdzie chwilę potem ktoś wrzucił granat. Kilka osób zginęło, a kilka zostało rannych. Żołnierze sowieccy weszli do środka i wypytywali kto za tym stoi. Wobec braku odpowiedzi, wyprowadzili wszystkich na podwórze, ustawili pod ścianą szkoły z rękami do góry i twarzami do muru. Przed wykonaniem egzekucji przeszukiwano jeszcze sale celem odkrycia, czy ktoś nie ukrył tam broni. Przyprowadzono chowającego się na strychu Ukraińca, przy którym znaleziono ową broń. Próbował on sprowokować Sowietów do zabicia Polaków, ale ostatecznie to jego rozstrzelano. Po raz drugi szczęście dopisało Mieczysławowi Eustachiewiczowi w grudniu 1939 roku, kiedy to posłuchał swojej ciotki, pani Cholewowej i zdecydował się wyjechać wraz z innymi do Przemyśla, gdzie wydawano przepustki umożliwiające powrót do domu. Gdyby pozostał w Buczaczu, to najprawdopodobniej zostałby wywieziony w głąb ZSRR wedle nowego rozporządzenia dotyczącego polskich uciekinierów.

W Przemyślu bieczanie znaleźli lokum w jednym z opuszczonych budynków. Życie tam nie należało do najłatwiejszych, a głównym problemem stał się brak prowiantu. Mieczysław Eustachiewicz wraz z krewnymi korzystał z punktów dożywiania. Po chleb czekano w długich kolejkach, a na końcu już go brakowało lub też sowiecki konny patrol rozpędzał oczekujących. Służyli również do Mszy św. w katedrze, a pomoc okazał im miejscowy proboszcz, dzięki któremu otrzymywali śniadania. Dodatkowym problemem była sroga polska zima (mrozy, śnieg, zawieje) i brak odpowiedniego ubioru. Z nadzieją oczekiwali na przepustkę, by wrócić do rodzinnego domu. W kolejce po jej uzyskanie, z powodu ogromnej ilości chętnych, należało stać przez wiele godzin w dzień i noc. W końcu po trzech dniach cała biecka grupa zdobyła upragnione przepustki. Po drugiej stronie rzeki San czekała okupacja niemiecka. Uciekinierzy wsiedli do pociągów towarowych, a ci, którzy nie zmieścili się w wagonach, musieli przebyć rzekę i granicę piechotą pod nadzorem karabinów. Po przybyciu na lewą stronę rzeki zostali zakwaterowani w budynku pilnowanym przez uzbrojonych żołnierzy niemieckich. Hitlerowcy potraktowali ich jak jeńców wojennych, kazali zdjęć ubrania do dezynfekcji. Zadecydowali, że wszyscy zdrowi zostaną wywiezieni do pracy przymusowej na rok lub dłużej do Niemiec. Na szczęście bieczanom udało się przekupić starszego niemieckiego wartownika i wydostać się stamtąd. Wieczorem tego dnia dotarli do najbliższej stacji kolejowej i wyruszyli pociągiem do Jasła.

W styczniu 1940 roku Mieczysław Eustachiewicz powrócił do Biecza. Rozpoczął naukę w szkole powszechnej uczęszczając do szóstej, a następnie siódmej klasy. Świadectwo otrzymał zarówno w języku polskim, jak i niemieckim z nagłówkiem: Generalne Gubernatorstwo dla Okupowanych Polskich Obszarów, czyli Generalgouverneur für Die Besetzten Polnischen Gebiete. Po skończeniu szkoły skierowano go na przymusowe roboty do Przeworska do Baudienstu. Robotnicy mieszkali w hali w barakach, gdzie około czterdziestu spało na piętrowych łóżkach. Pracowali w cukrowni, przy rozładunku wagonów z węglem i przy budowie torów. Jedzenie w obozie pracy pozostawiało wiele do życzenia. Na śniadanie otrzymywali najczęściej czarną kawę i chleb z marmoladą lub śledzie, a na obiad zupę z grochu, marchwi, czy też ziemniaków. Życia nie ułatwiały im także wszechobecne pchły i pluskwy. Po jakimś czasie zostali przeniesieni do Szówska i Ujeznej, gdzie pracowali przy spławianiu drewna na Sanie. Kolejnym miejscem pracy miały być wapienniki w obozie w Prokocimiu koło Krakowa. Mieczysławowi Eustachiewiczowi i jego kompanom udało się jednak dostać nocnym pociągiem towarowym do Rzeszowa, a stamtąd dzięki pomocy maszynisty na węglarce przyjechał do Jasła i w końcu do Biecza. W naszym mieście uciekinier mógł czuć się bezpiecznie, gdyż wszyscy się znali i nie został przez nikogo zadenuncjowany, pomimo wystawionego za nim listu gończego. Było to możliwe dzięki łapówkom wręczonym granatowym policjantom, którzy „nie dostrzegali” go na ulicach Biecza. Pomogło również pokrewieństwo rodziny Eustachiewiczów z burmistrzem Ignacym Ołpińskim.

W 1943 roku były harcerz Mieczysław Eustachiewicz wraz z bratem Edwardem został przyjęty w szeregi Armii Krajowej. Ich wprowadzającym był kilka lat starszy cioteczny brat Sylwester Litworowski. Dowodził on jednym z „piątkowych” – konspiracyjnych zespołów  AK, która znana była w Bieczu ze swoich akcji dywersyjnych. Uroczystą przysięgę składali w drewnianym domku przy ulicy Kromera przed krzyżem oświetlonym dwoma świeczkami, przy poruczniku Wojska Polskiego Piotrze Wilku pseudonim „Znicz”, komendancie plutonu. Głównym zadaniem partyzantów było rozpoznawanie rejonu dworca kolejowego, przez który przechodziły transporty niemieckie na front wschodni. Wykonywali oni szereg odważnych akcji sami lub wspólnie z innymi lokalnymi oddziałami. Współpracowali m.in. z organizacją Bataliony Chłopskie. Mieczysławowi Eustachiewiczowi przydzielono funkcję łącznika i zwiadowcy na terenie naszego miasta. Przyjął pseudonim „Czarny”, będąc brunetem o ciemnej karnacji. Trzon grupy Piotra Wilka stanowiło ponad 20 osób. Jej członkami byli oprócz braci Eustachiewiczów m.in. Jerzy Augustowski, Janusz Borejko, Michał Buszta, Franciszek Cetnarowicz, Adam Jagielski, Adam Kuśmider, Franciszek Lech, Julian Lech, Józef Lignar, Sylwester Litworowski, Zdzisław Malinowski, Marian Sarnecki, Julian Sendecki, Jan Skałba, Lucjan Tumidajewicz, Julian Tworek, Maria Wanat i Zdzisław Zgórkiewicz. Mieczysław przywoził meldunki z oddziału do dowództwa, które otrzymywał od Sylwestra Litworowskiego i Edwarda Brożyny. Zawoził je na rowerze do komendy placówki w Binarowej, gdzie mieszkał dowódca Marian Krysiński. Jeździł również do Jana Kasperskiego do Libuszy z gazetami drukowanymi w tajnych drukarniach lub pisanymi na maszynie: „Młoda Polska”, „Walka”, „Żołnierz Wielkiej Polski”, „Żołnierz polski” i „Sprawy Narodu”. Była to prasa, która przekazywała ważne informacje dla Polaków, podnosiła ich na duchu i wlewała w serca wiarę w odzyskanie wolności.

W latach 1943-1944 Mieczysław Eustachiewicz brał udział w udanych akcjach zdobycia z wagonów towarowych lub z magazynów kolejowych bardzo dużej ilości broni, amunicji i materiałów wybuchowych. Animuszu dodawało młodym partyzantom dręczenie wroga m.in. poprzez użycie gazu łzawiącego znajdującego się w szklanych ampułkach. Rozgniatali je butem w poczekalniach i w wagonach przeznaczonych dla Niemców i obserwowali szkody poczynione przez ulatniający się gaz. Z powodu pieczenia i łzawienia oczu okupanci musieli opuścić ogrzewane pomieszczenia i wychodzić zimową porą na duży mróz. Jednym z działań Mieczysława Eustachiewicza była także  kradzież klucza od zwrotnicy, zamknięcie jej i ucieczka. Gdy pociąg najechał na zwrotnicę, lokomotywa wypadła z toru. Niemiecki kolejarz został ukarany grzywną, gdyż trzeba było czekać na ekipę z Jasła, która zajęła się przestawieniem parowozu na swoje miejsce. Innym przykładem było nastraszenie hitlerowców przez użycie rakietnicy z nabojami, znalezionej koło wagonu po wyładunku transportu. Na Balowej Skale wraz z kolegami wypróbował urządzenie sygnalizacyjne ładując do rakietnicy nabój z czerwonym paskiem i wystrzeliwując jeden z nich w kierunku stacji kolejowej w Bieczu. Niemcy dyżurujący na dworcu myśleli, że jest to atak partyzantów i wezwali nawet na pomoc Gestapo.

Niebezpieczeństwo czyhało na każdym kroku. Pewnego razu Mieczysław Eustachiewicz z kolegą jadąc rowerami przewozili granaty i pistolet. Szczęśliwie przeszli przez niemiecką kontrolę. Podobna sytuacja miała miejsce, gdy wraz z bratem Edwardem wieźli na taczkach skrzynkę z amunicją przykrytą trawą. Przez cały okres okupacji miejscem schronienia dla braci Eustachiewiczów i ich dalszej rodziny był wykopany na polu ziemniaczanym bunkier – ziemianka, gdzie w razie niebezpieczeństwa ukrywano się lub przechowywano m.in. broń i amunicję. Bunkier posiadał 16m kwadratowych, był oszalowany deskami, a na wierzchu miał mocno zamaskowaną klapę, pod którą mógł zmieścić się człowiek stojący. Znajdowały się tam słoma i koce. Noc spędzali w nim krewni i znajomi bieccy: Edward Brożyna, Sylwester Litworowski, Karol Rożeń, Jan Paszyński i inni. Jedna z odważniejszych akcji bieckich partyzantów miała miejsce latem 1944 roku. Nocą z niestrzeżonego wagonu wyładowano 5 tys. sztuk nabojów do karabinów, trotyl i gazy łzawiące. Zdobyte materiały ukryto właśnie w bunkrze na polu rodziny Eustachiewiczów. Po jakimś czasie bracia Lechowie i Franciszek Cetnarowicz przewieźli je furmanką do komendy placówki w Binarowej.

Mieczysław Eustachiewicz we wspomnieniach z czasów wojny pisał sporo o swojej działalności w Armii Krajowej, ale również o Holokauście w Bieczu, czy też o przeżytym 16 stycznia 1945 roku bombardowaniu, gdy Sowieci wyzwalali miasto z rąk Niemców. Ucierpiało wówczas kilka domów, parceli i posesji. Podczas nalotu odłamek, który uderzył w ścianę rodzinnego domu Mieczysława Eustachiewicza, poparzył mu dłoń.

Po II wojnie światowej przez lata pracował w betoniarni w Bieczu w charakterze pracownika umysłowego. W ramach swoich obowiązków odbierał furmanki i samochody ze żwirem, zapisywał ile dotarło na miejsce i zajmował się wszelkiego rodzaju „papierologią”. W latach 50-tych Mieczysław Eustachiewicz ułożył sobie życie prywatne. Ożenił się z sześć lat starszą Anną z domu Kuczera, pochodzącą z Radlina Śląskiego. Doczekali się syna Tadeusza.

Jego życie odmienił tragiczny wypadek podczas wyprawy z kolegami na ryby nad rzekę Ropę. Nieoczekiwany wybuch granatu rozerwał mu prawą dłoń i uszkodził kilka palców lewej, a także doprowadził do utraty lewego oka. Po rekonwalescencji nie porzucił jednak swoich obowiązków w betoniarni. Natomiast 25 sierpnia 1982 roku Obwodowa Komisja Lekarska do spraw inwalidztwa i zatrudnienia w Jaśle uznała Mieczysława Eustachiewicza niezdolnym do pracy zawodowej i zakwalifikowała go do drugiej grupy inwalidzkiej.

Od 1968 roku Mieczysław Eustachiewicz należał do Ochotniczej Straży Pożarnej w Bieczu, w której przez lata pełnił rozmaite funkcje. 22 maja 1976 roku wybrano go sekretarzem na Pierwszym Zjeździe Zarządu Miejsko-Gminnego Związku OSP. Przez długi okres czasu był także skarbnikiem ZOSP oraz skarbnikiem OSP w Bieczu i zastępcą komendanta. Angażował się w remont remizy OSP, a w 1983 roku podczas obchodów 125-lecia OSP w Bieczu pełnił funkcję Przewodniczącego Komisji Gospodarczej. Aktywnie uczestniczył w działalności pierwszego strażackiego chóru, a następnie chóru „Kasztelan”, którego stał się jednym z inicjatorów. Był pierwszym tenorem, biorąc udział w wielu występach i konkursach na terenie całego kraju. Otrzymał m.in. Srebrny Medal za zasługi dla pożarnictwa (1982), Złoty Medal za zasługi dla pożarnictwa (1985) i Złoty Znak ZOSP RP (1996). Nadawany jest on za długoletnią aktywną działalność w Ochotniczej Straży Pożarnej lub w ZOSP RP. Zawiesza się go na szyi, podkładając pod kołnierz koszuli, tak aby górne ramię krzyża sięgało węzła krawatu. W strukturach bieckiej OSP działał również jego syn Tadeusz.

Mieczysław Eustachiewicz całe życie mieszkał w Bieczu: najpierw przy ulicy 1 maja, a w ostatnich latach przy ulicy Słonecznej. Doczekał się dwojga wnuków: Marka i Sylwii. Posiadał własny domek campingowy przy ulicy Tumidajskiego w pobliżu rzeki Ropy, gdzie odbywały się próby chóru „Kasztelan”. Kochał kwiaty i zajmował się ich pielęgnacją, często wybierał się również na grzyby. Jego żona Anna zmarła 5 stycznia 1995 roku w wieku 74 lat.

W Wojsku Polskim został mianowany kapralem (1988) i sierżantem (1995). Otrzymał m.in. Krzyż Armii Krajowej (1994), przyznany przez ówczesnego Prezydenta RP Lecha Wałęsę i Odznakę Honorową za wybitne zasługi dla 5. Pułku Strzelców Podhalańskich Armii Krajowej – obwód Jasło (1994). Ponadto odznaczono go Odznaką Honorową za zasługi dla województwa krośnieńskiego (1984) i brązową odznaką za zasługi w ochronie porządku publicznego (1988). Pozostawał aktywny do ostatnich chwil. Zmarł nagle 2 czerwca 1997 roku, po przewiezieniu do szpitala w Gorlicach, w wyniku rozległego zawału serca. Miał 70 lat. Pochowany został w grobowcu rodzinnym Eustachiewiczów na tutejszym cmentarzu komunalnym.

Grzegorz Augustowski

Informacje i zdjęcia dzięki uprzejmości P. Tadeusza Eustachiewicza

Źródła: „Wspomnienia okupacyjne Sylwestra Litworowskiego
i Mieczysława Eustachiewicza”

Tadeusz Ślawski „150 lat Ochotniczej Straży Pożarnej w Bieczu” – Biecz 2011

 

Skip to content